Strona główna | Mapa serwisu | English version
 
Samotność
Aktualności > Przemyślenia... > Samotność

 

„Samotność jako samotności niezrozumienie”

Świat to nie jest globalna wioska, to globalny rynek, jarmark, pstrokacizna. A całe tłumy na nim zgrupowane zajmują się mieleniem słów, ubogim już straszliwie językiem. Te słowa, które nie zostały nam odebrane stały się po prostu wytarte, bo są wycierane o najbłahsze myśli i w najmniej odpowiednich kontekstach przechowywane. W ten sposób już człowiek nie może nazwać żadnego swojego uczucia nie zanurzając swych ust w splugawione wody, z których pija pysk tłumu. Dziś już nie ma podziału na "motłoch" i resztę - wszyscy używamy tych samych słów. Toteż trzeba się ratować, a jedyny ratunek to samotność. "Uciekaj przyjacielu do samotni swej". Ale czy na pewno?
Samotność jak podaje słownik języka polskiego, to: życie, przebywanie w odosobnieniu, brak towarzystwa, rodziny; bycie samotnym
[1]. Możnaby ją poniekąd nazwać nieszczęściem. Ale słowo jest jedno, a stanów wiele. Różni myśliciele, publicyści, poeci etc. starali się podzielić jakoś samotność, nadać jej różne znaczenia. W swojej pracy pragnę podjąć się próby odpowiedzi na pytanie: czy w ogóle można nie być samotnym [2]?
Rozpocznę od znanego wszystkim filozofa, który jako pierwszy podjął się rozważań filozoficznych na temat samotności. Mam tu na myśli J.J. Rousseau. Refleksje jego są o tyle cenniejsze, że oparte na autopsji (autopsja: naoczne sprawdzenie czegoś; znać coś z autopsji[3]). Mianowicie skazał się on dobrowolnie na samotność i uczynił z niej filozofię i sposób życia, będące formą protestu przeciw społeczeństwu. Nawoływał do zerwania ze światem pozorów i życia w naturze. Rousseau mówi o „człowieku natury” i „człowieku człowieka”. Proces denaturalizacji[4] jest uzyskaniem przez jednostkę egzystencji społecznej i jednocześnie procesem indywidualizacji – kształtowania się autonomii jako jednostki. Świat jednak, w którym przyszło żyć „jest światem pozorów”. Człowiek istnieje w nim nie sam dla siebie, ale oddaje się we władanie cudzych poglądów, licząc się z opinią innych – co „o nim powiedzą”, „sądzą”. Życie w tym świecie pozorów powoduje samotność człowieka wśród ludzi i natury. Szansą wyjścia z takiej sytuacji i jednocześnie tego typu samotności jest „samotność prawdziwa”. Pozwala ona odnaleźć siebie”, „wrócić do siebie”, w izolacji od innych i w swoim wnętrzu zrekonstruować swą przynależność do ładu ponadindywidualnego. Jednostka powinna dokonać wyboru samotności w sposób w pełni świadomy, aby uzyskać wgląd w naczelne prawdy moralne dotyczące człowieka, świata i Boga. W tak pojmowanej samotności zawarta jest koncepcja osobowości – jej autonomii i kontaktu ze wspólnotą społeczna, a także idea misji moralnej wobec innych – wskazanie im sposobu życia opartego na innym systemie wartości. Konieczne jest zatem nieustanne nadawanie sensu tej samotności. Odcinając się od „świata pozorów” i od społeczeństwa, trzeba porzucić jego systemy naukowe, pogrążyć „w sobie” i odnajdywać „w sobie” ideał człowieczeństwa oraz sens ogólnoludzkich nakazów i norm moralnych. Rousseau broni prawa jednostki do całkowitego wyobcowania się ze społeczeństwa – do zerwania wszelkiego kontaktu społecznego, dopatrując się w takiej sytuacji niezależności indywidualnej samotnika i jego pozycji uprzywilejowanej poznawczo i moralnie[5].
Uporczywe drążenie egzystencjalnego pytania, kim jest człowiek opuszczony, samotny, pozbawiony Boga, odchodzący od tradycji, nieodnajdujący się w swoich czasach, w ich patetycznej, pustej muzyce było głównym tematem rozważań Fryderyka Nietzsche. W późniejszym czasie głosił „śmierć Boga”. Był to przewrót kopernikański w europejskiej filozofii. Wszechświat nie kręci się wokół Ziemi, a Bóg nie kręci się wokół człowieka karząc go i nagradzając. Moralność człowiek musi sam sobie tworzyć na co dzień, jeśli chce przetrwać w swej kosmicznej samotności naszej planety. Momentem zwrotnym w życiu Nietzsche było zerwanie znajomości z ukochaną Lou. Jego jedynym celem było wtedy pozostać sam na sam ze swoją niedolą. Konsekwencją tego było chyba największe dzieło filozofa „To rzekł Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo”. Napisana w gniewie, książka prezentowała idealnego człowieka – nadczłowieka...
[6]
Dla Nietsche praca nad „Zaratustrą”  była swego rodzaju ucieczką w samotnię, był to złowieszczy „bastion chroniący go przed tym, co najnieznośniejsze”. W pierwszych scenach „Zaratustry” opisane jest, jak opuszcza szczęście samotnego życia z sobą samym i idzie do ludzi, stając się tam najpierw pośmiewiskiem. Zaratustra, tak jest napisane w przedmowie, opuścił rodzinne strony i na dziesięć lat zamieszkał w ukryciu w górach: „Tu rozkoszował się duchem swoim” w nadmiarze aż do rzeczywistego wylania się: „Oto kielich ten znowu chce, by go opróżnić, a Zaratustra znowu chce stać się człowiekiem, opowiadając ludziom o swoim bogactwie: Tak rozpoczęło się zejście Zaratustry”. Następuje jego upadek
[7], gdy schodzi do ludzi. Przez wyłączne przebywanie z idealnymi obrazami i procesami stał się tak drażliwy, że obcując teraz z ludźmi niewiarygodnie cierpi i potrafi obyć się bez nich[8]. Sądzę, że samotność człowieka powinna być niejako stanem dobrowolnego wycofania się ze społeczeństwa i kontaktów międzyludzkich. Ale wg. mnie istnieje także inny wariant. Oto człowiek wycofuje się, gdyż nie może siebie znieść, a darzy siebie samego szacunkiem. Wtedy, mimo wszelkich przeciwności, czarnych wieczorów rozpaczy, będzie dalej "brnął" wzwyż. Musi on się wtedy wyzbyć "rynkowego spojrzenia".
Samotność staje się esencją egzystencji. Nie może to być wysublimowana potrzeba akceptacji, lecz pragnienie samorealizacji, gdyż tylko z niego, mimo wszystkich przeciwności, człowiek potrafi czerpać satysfakcję i upojenie ze swych trudów, niejako sam z siebie, wtedy do szczęścia nie potrzebni mu są ludzie. Dlatego też warunek, jaki stawia Zaratustra brzmi: "Czyś jest (...) z siebie toczącym się kołem?". To perpetuum mobile
[9], ten prawdziwie wolny duch będzie sam napędzał siebie, aby w dalsze cierpienia i radości zagłębiać się, przeskakując coraz to kolejne stopnie". Wtedy to człowiek dopiero odkrywa głębię prawdy, iż "jeden razy jeden, gdy trwa dłużej, daje dwa". Wtedy też, prawdopodobnie, zbliża się do tego, co dla Fryderyka Nietzsche było najwyższym i najbardziej przerażającym dobrem - Ogromu (Das Ungeheure). Wyzwaniem staje się dla niego Ogrom istniejący w konkretnym wymiarze życia: przerażająca groza życia społecznego.
Samotność w filozofii Fryderyka Nietzsche służy zarówno do "poznawania niepoznawalnego", jak również jest drogą hartowania ducha i rozwoju światopoglądu opartego na ścisłej logice. To dlatego filozof radzi każdej osobie, do której pisze, żeby w odpowiedzi na argumenty przeciwnika szybko uciekła do "swej samotni", co jest równoznaczne ze stawianiem znaku równości między samotnością, a aktem myślenia. Jest to również ponownym skierowaniem uwagi na własne ja, ten nietzscheański egocentryzm, który stawia na rozwój siebie, a nie przeforsowywanie swego zdania, w myśl zasady, iż prawdy bronić nie trzeba, a wiary się nie zwalcza logiką.
Człowiek pogodzony ze swoją samotnością, człowiek zapuszczający się w niebezpieczne krainy poznania, wreszcie - człowiek, który jest sam dla siebie motorem działania - jest również narażony na niebezpieczeństwa. Człowiek samotny, "dusza dostojna" niemogąca znieść wiedzy nabytej o człowieku, niemogąca znieść tej samotnej walki, która wzbogaca ją o kolejne "smutne" prawdy, człowiek przerażony i porażony swą samotnością i całą swoją głębią odkrytą - pragnie zapomnieć o tym wszystkim, jakby uspokoić sumienie, które nieustannie woła w rozpaczy, że jeszcze nie jest za późno, że jeszcze może powrócić do "normalności". I tak oto człowiek samotny z wyboru, ten, który wybrał swą drogę wzgardzając pstrokacizną i krzykliwością jarmarcznych "much", wraca do nich i upaja się towarzystwem ludzi "gminnych", przeciętnych. Widząc fałsz wszystkich mitów i wierzeń ogółu sam pragnie w nie uwierzyć ponownie, otacza się ludźmi wesołymi, prostymi, "szczerymi", krótko: takimi, którzy z powrotem wciągnęliby go w krainę ułudy, błogiego stanu niewiedzy. I wcale ten wielbiciel samotności i głębokości ducha nie będzie szukać prawdziwie szczerych kontaktów. Zbyt dobrze jeszcze pamięta zasadę subiektywizmu (egzystencjalistów), aby liczyć, iż ktoś go zrozumie w takiej pełni, jak przyzwyczaił się rozumieć sam siebie w samotności. Nie, on będzie szukał tylko zbiorów fraz, wyuczonych zachowań, "porządności" i "dobroduszności", zadowoli się prostymi grzecznościami, byle tylko być z ludźmi, ciągle być z ludźmi, nawet na chwilę nie przestawać. Samotnik w końcu znów wzgardzi sobą i "pierzchnie" nie "ku bliźniemu", lecz "do siebie". Duma samotnika pchnie go jeszcze raz wzwyż. Jego wrażliwość jednak, zmusi go, aby zszedł na rynek. Tam znów nie będzie chciał pić ze źródeł hołoty... Całe życie spędzi na przemierzaniu tych samych wzniesień. Ale tak być nie musi. Nietzsche stworzył przecież mit, który utrzymywałby samotnika cały czas z dala od "płytkich zatok"...
[10]
Nowością, jaką głosi Zaratustra, to nauka o „nadczłowieku”. Następuje gruntowne przewartościowuje wszystkie wartości. Nietsche pragnie stworzyć człowieka od nowa. Bo byt zwany człowiekiem uważa za kalekie zwierzę, marne, wątłe stworzenie żyjące wśród urojeń
[11]. Stworzeniem tym - ślepym i ograniczonym - można tylko gardzić. Nadczłowiek to ideał osobowości indywidualnej, niezależnej od ogółu i posiadającej zdolność narzucania innym systemów wartości. On sam jest twórcą moralności dla samego siebie i kieruje się jedynie indywidualną wolą mocy, własnym poczuciem siły i własnym wyczuciem słuszności. Nietzscheański nadczłowiek jest tym, który kierując się naturalnymi instynktami, naturalnymi popędami staje się uosobieniem twórczej działalności. Jest twórcą swojego losu i nosicielem nowych wartości. Narzuca je innym nie licząc się z nakazami i presją moralną. Poprzez niego realizuje się idea żywotności, afirmacja życia, poczucie indywidualnej siły, dynamiki i energii. Ale także przewodnictwo duchowe, działalność nakierowana na tworzenie czegoś nowego, wedle własnego wyczucia słuszności. Nietsche twierdzi, że "nadczłowiek" powinien pozostawać samotny, odizolowany od ludzi, gdyż ludzie nie są w stanie go zrozumieć[12]. Mnie to nie przekonało. Sama wiem, że wyobcowanie ze społeczeństwa niesie ze sobą ogromne koszty, że niszczy człowieka. Jednocześnie takie wyobcowanie daje siłę do tworzenia, do nowych idei. Może trzeba wybrać? Tworzenie nowych idei za cenę zniszczenia swojego życia? Tak przecież jest z wielkimi ludźmi - tworzą wielkie dzieła, ale za to są całkowicie nieprzystosowani do społeczeństwa i życia w nim...
Poglądy Nietzschego były niezwykle popularne, gdyż broniły praw jednostki wybitnej, odróżniającej się od szarego tłumu, wydawały się też jedynym lekarstwem na dekadencję i poczucie kryzysu cywilizacji. Kult życia i jego wartości, dążenie do doskonałości zarówno fizycznej jak i duchowej miały być antidotum na bierność i rezygnację dekadentów. Tak naprawdę to „jesteśmy ciągle tylko w swoim towarzystwie”. Nawet gdy otoczeni jesteśmy życzliwością rodziny, przyjaciół, gdy stykamy się z dowodami miłości, to najtrudniejsze nasze sprawy przeżywać musimy sami. Cierpienia ciężkiej choroby, uczucie doznanej krzywdy i niesprawiedliwości, wszystko to przeżywamy samotnie. Oczywiście, obecność ludzi bliskich, kochających, przyjaznych, może te stany i sytuacje złagodzić, i jest to bardzo ważne, ale to tylko łagodzi…
[13]
We współczesnym świecie łatwo jest dostrzec zagubienie się człowieka w najróżnorodniejszych sprawach. Powoduje to zatracenie tożsamości indywidualnej, oddanie się we władanie cudzych poglądów. Jednostka czuje się wtedy samotna wśród ludzi, ale owo osamotnienie jest szansą wejrzenia w głąb swojej istoty, odnalezienia siebie i ideałów człowieczeństwa. Własna samotność, doznane porażki, a nawet klęski zmuszają do przeanalizowania swoich losów i zastanowienia się nad nimi, do samooceny dotychczasowego postępowania, które zazwyczaj prowadzi do ponownego odkrycia siebie i zrozumienia, a nawet w większym stopniu uczłowieczenia. Jednostki takie są wtedy bardziej ludzkie, wyrozumiałe dla innych. Przez pryzmat własnych doznań i doświadczonych cierpień wczuwają się w sytuację drugiego człowieka, uczą się go zrozumieć
[14].
            Jak widać chociażby na przykładzie filozofii J. J. Rousseau, czy Fryderyka Nietzsche, samotność jest nieodłączną towarzyszką ludzkiej egzystencji, jest także najżyźniejszą glebą filozofii. Bo bez niej nie powstało nic wielkiego. To ona popycha człowieka do działania, potrafi także ukoić jego ból i cierpienie. Jest swego rodzaju orzeźwiającą kąpielą psychiczną. Z samotnością jest jak z życiem. Wiadomo, że istnieje, czują ją wszyscy. Życie nie istnieje w oderwaniu od organizmu, i podobnie jest z samotnością. Samotność można nazwać przyjaciółką każdego nas. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez możliwości ucieczki w „samotnię”, tam gdzie istnieje tylko moje „ja”, moja „samość”…


[1] Mały słownik języka polskiego, red. Elżbieta Sobol, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993.
[2] Michał Sobieraj, Błędne koło samotności, [w:] „Racjonalista” 2003, s. 3980.
[3] Mały słownik języka polskiego, red. Elżbieta Sobol, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993.
[4] Zerwania z naturą.
[5] Janusz Gajda, Wartości w życiu człowieka, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej, Lublin 1997, s. 167-169.
[6] Okazuje się, że nawet tak wielki filozof, jakim niewątpliwie był Fryderyk Nietzsche cierpiał w samotności, i z powodu samotności powstało jego największe dzieło.
[7] W niem. oryginale Untergang, co znaczy: zachód, upadek, zagłada, zatonięcie. Współcześni tłumacze Zaratustry (S. Lisiecka i Z. Jaskuła) przełożyli to słowo jako „zejście”
[8] Rudiger Safranski, Nietzsche, Biografia myśli, tł.Dorota Stroińska, Czytelnik, Warszawa 2003, s.295-296.
[9] [łac.], hipotetyczna maszyna, której działanie byłoby sprzeczne z prawami fizyki.
[10] Michał Sobieraj, Błędne koło samotności, [w:] „Racjonalista” 2003, s. 3980.
[11] podstawowym urojeniem jest według Nietzschego Bóg.
[12] Rudiger Safranski, Nietzsche, Biografia myśli, tł.Dorota Stroińska, Czytelnik, Warszawa 2003, s. 297-317.
[13] Józef Rurawski, Presja społeczna a samotność, [w:] Samotność i osamotnienie, red. Longina Lewandowska-Borówka, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, Warszawa 1998, s. 34-35.
[14] Janusz Gajda, Wartości w życiu człowieka, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej, Lublin 1997, s. 209.
To jest stopka